wtorek, 26 września 2017

Przedpremierowo - "OBSESJA" - Katarzyna Berenika Miszczuk


Autor: Katarzyna Berenika Miszczuk
Tytuł: OBSESJA
Liczba stron: 400
Premiera: 27.09.2017
Wydawnictwo: W.A.B.

"Obsesja" to moje pierwsze spotkanie z Katarzyną Bereniką Miszczuk. W ostatnich latach coraz częściej sięgam po książki polskich autorów i większością jestem zachwycona. Naprawdę nie wiem co mnie kiedyś powstrzymywało przed lekturą książek rodzimych pisarzy. Można wręcz powiedzieć, że obecnie mam na ich punkcie lekką obsesję, która systematycznie się pogłębia.

Asia Skoczek to trzydziestoletnia rozwódka, wielbicielka niebotycznie wysokich szpilek i kotów. Jest lekarzem, a specjalizacja, która wybrała to psychiatria. Dlaczego? Joanna sama do końca tego nie wie, ale wydawało jej się to lepszym rozwiązaniem niż popularna chirurgia. Zdecydowanie nie czuje się słynną, serialową Meredith Grey, tak więc psychiatria wydaje jej się bezpiecznym rozwiązaniem. Do czasu... Wracając do bohaterki, jest ona młodą i piękną dziewczyną, więc faceci kręcą się blisko niej. Asia nie szuka partnera, ale tak to już jest, że gdy przestajemy szukać miłości, ona znajduje nas. Brzmi pięknie, ale w przypadku Joanny nic nie jest oczywiste i proste. 

Warszawski Szpital Wschodni to starodawny moloch, a podziemia w których znajdują się szafki pracowników sprawiają, że człowiek traci chęci do pracy. Joanna codziennie przemierza szpitalne korytarze, od podziemi zaczynając, zalicza konsultacje na innych oddziałach, dyżuruje na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym, bądź skrywa się na swojej bezpiecznej Psychiatrii. Od jakiegoś czasu dziewczyna znajduje w swojej szafce podejrzane i niepokojące listy od anonimowego wielbiciela. Ta sytuacja sprawia, że poruszanie się po szpitalnych korytarzach, szczególnie na nocnym dyżurze nabiera innego, złowrogiego wymiaru. 

Katarzyna Berenika Miszczuk bardzo realnie odtworzyła obraz pracy w szpitalu oraz nastroje tam panujące. Miałam tę przyjemność pracować na oddziałach szpitalnych i naprawdę nie znalazłam jakichś odstępstw od normy, wręcz przeciwnie. Niewyremontowane, słabo oświetlone korytarze szpitalne budzą przerażenie, a choć szpital to zazwyczaj instytucja zatrudniająca setki pracowników, wszyscy znają się chociażby z widzenia. Szpitalne ploteczki krążą swobodnie, a narzekania na zarobki i stary sprzęt, na którym trzeba pracować nie mają końca. Co ciekawe autorka także jest lekarką, ukończyła Warszawski Uniwersytet Medyczny. Fajnym zabiegiem było umieszczenie w fabule patologa, który swoją drogą kazał nazywać się lekarzem medycyny sądowej. Fajnym oczywiście z mego punktu widzenia, bo uwielbiam tę profesję. 

Całość czyta się szybko i z nieustającym zainteresowaniem. Autorka zgrabnie prowadzi fabułę i udało jej się wywieść mnie w pole. W sumie czytając historie kryminalne, nie skupiam się za bardzo na rozwiązaniu zagadki, bo szybko daję się ponieść fali. Tym razem też tak było, książkę przeczytałam w dwa wieczory. Jedyna sprawa, która mnie lekko rozczarowała to zakończenie. Jest naprawdę dobre, zaskakujące, nieoczekiwane, ale dlaczego takie krótkie? Miałam wrażenie, że brakuje mi jeszcze jednego rozdziału. A może sugeruje to kolejny tom przygód czarnowłosej rezydentki? Z chęcią bym przeczytała. 

Podsumowując "Obsesja" to bardzo dobry kryminał rozgrywający się głównie w szpitalnych murach. Spodoba się wielbicielom kryminałów oraz medycznych historii. Wielbiciele kotów również poczują się usatysfakcjonowani. Spójrzcie tylko na tę znakomitą okładkę. Zdecydowanie warto po nią sięgnąć. 

Moja ocena: 8/10

piątek, 22 września 2017

"SUPERFOOD, czyli jak leczyć się jedzeniem" - Sophie Manolas


Autor: Sophie Manolas
Tytuł: SuperFood
Liczba stron: 202
Data wydania: 13.09.2017
Wydawnictwo: Buchmann

Sophie Manolas to osoba, której udało się znacząco poprawić swój stan zdrowia poprzez zmianę diety. Chorowała na coraz częstszy wśród kobiet zespół policystycznych jajników, a choroba zmotywowała ją do rozpoczęcia studiów w zakresie dietetyki klinicznej. Książka "Superfood, czyli jak leczyć się jedzeniem" natychmiast przykuła moją uwagę, gdyż moja dieta w ostatnim czasie również uległa znaczącej zmianie. Alergia dziecka spowodowała, że zaczęłam poszukiwać informacji na temat diety bezmlecznej, a z pomocą przyszła mi Sophie ze swoimi "Superfoodami". 

Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tą pozycją, bo chociaż zawiera przepisy, nie jest pozycją stricte kulinarną. Jeśli jeszcze tego nie wiecie - nie znoszę książek kulinarnych i nie umiem z nich korzystać. "Superfood" to publikacja, która opisuje zbawienne dla zdrowia właściwości warzyw, owoców, orzechów, przypraw i grzybów. Każdy omawiany produkt zawiera tabelkę z przypisanymi atrybutami. Autorka opisuje także swoje doświadczenia z danym "superfoodem" i robi to w uroczy sposób. Brukselkę nazywa zielonym wojownikiem, a rzodkiewki małymi, czerwonymi pięknościami. Całość ma bardzo pozytywny wydźwięk. Sophie nie stara się nic narzucać czytelnikom, tylko przedstawić w sposób wesoły i optymistyczny konkretne właściwości opisywanych produktów. Nie stara się wpędzić nas w poczucie winy i popularne ostatnimi czasy bycie fit, co bardzo mnie cieszy. Przepisy zawarte w książce są bardzo miłym dodatkiem i przyznam, że są naprawdę ciekawe i inspirujące. Nie miałam jeszcze okazji ich wypróbować, ale chcielibyśmy z mężem przygotować brukselkę pieczoną w miodzie, bo bardzo lubimy te zielone, kapustowate kuleczki. Spodobał mi się także przepis na placek pasterski, tak często wykonywany w zagranicznych programach kulinarnych, ale boję się, że moje umiejętności kuchenne są trochę za słabe.

Nie sposób nie wspomnieć o szacie graficznej "SuperFood". Tytuł jest co prawda w miękkiej oprawie (dla jednych to plus, dla innych minus), ale ma piękną, hipnotyzującą okładkę, a zdjęcia w środku są bajeczne. Żywe, kolorowe, cieszące oko. Książka idealnie nadaje się na prezent i jest kopalnią wiedzy na temat tego, co możemy wyhodować w przydomowym ogródku lub na balkonie i jak wpłynie to na nasze zdrowie. Najserdeczniej polecam.



Moja ocena: 9/10

poniedziałek, 18 września 2017

"DZIEŃ CZWARTY" - Sarah Lotz

Autor: Sarah Lotz
Tytuł: DZIEŃ CZWARTY
Liczba stron: 416
Data wydania: 02.08.2017
Wydawnictwo: Akurat

Po bardzo realistycznej i złowrogiej powieści "Troje", Sarah Lotz powraca z nowym tytułem. "Dzień czwarty" ma podobną szatę graficzną, choć chyba nic nie przebije czarnych stron, które posiadała pierwsza książka. Okładkowe ciemne barwy sugerowały mroczny klimat. 

Tym razem autorka zaprasza nas w rejs luksusowym statkiem. "Piękny marzyciel" to kolos przypominający Titanica, mieszczący na swoich pokładach około trzech tysięcy pasażerów. Początkowo wycieczka zapowiada się nieźle, załoga dwoi się i troi, aby zapewnić ludziom rozrywkę i relaks. Nadchodzi jednak tytułowy dzień czwarty i wszystko się zmienia. Kompletnie niewytłumaczalna awaria sprawia, że statek dryfuje. Załoga nie udziela żadnych informacji. Ludzie zaczynają się złościć, ponieważ mają wykupione bilety powrotne do domów, poza tym zamknięcie większości barów działa na nich jak płachta na byka. Sarah Lotz krok po kroku, godzina po godzinie opisuje wydarzenia na statku. Uczestnicy wycieczki są coraz bardziej rozgoryczeni, źli, zmęczeni. Dodatkowo ci, którzy wykupili najtańsze kajuty muszą szukać miejsca do spania pod gołym niebem, ponieważ zepsuta kanalizacja sprawia, że nie da się wytrzymać wszechogarniającego smrodu. Nie działa wi-fi, nie ma ciepłych posiłków, nie można skorzystać z toalety. Luksusowy rejs zmienia się w farsę. Dodatkowo coraz więcej osób choruje, część ma omamy, a dodatkowo sprzątaczka znajduje w kajucie ciało martwej kobiety... 


"Dzień czwarty" dzieli się na dwie części z czego pierwsza jest zdecydowanie dłuższa. Wydarzenia poznajemy naprzemiennie z perspektywy kilku uczestników rejsu. Jest ciekawie, trochę dwuznacznie, tajemniczo, kryminalnie. Jednocześnie autorce udało się świetnie opisać zachowanie ludzi, którzy zmuszeni są przebywać ze sobą na jednej przestrzeni. Brak jakiegokolwiek kontaktu z kapitanem i światem zewnętrznym rozbudza w ludziach najgorsze instynkty. Zaczynają się awantury, krzyki, histeria. Na statku panuje kompletny chaos, a uczestnicy wycieczki ustalają swoje własne zasady. Pracownicy statku czują się zastraszeni, część porzuca swoje obowiązki i poddaje się wszechogarniającej panice. 


Druga część jest krótka, zawiera około 80 stron i bardzo, ale to bardzo dezorientuje czytelnika. Zgodnie z założeniami powieści postapokaliptycznej Sarah Lotz stara się przybliżyć nam wydarzenia, które nastąpiły po odnalezieniu statku. "Serwuje" nam to w formie krótkich rozmów z osobami, które przeżyły. Są to przedziwne wywiady, bardzo dezorientujące. Przyznam, że wprawiły mnie w osłupienie, a mój umysł nie był w stanie uwierzyć bohaterom. Powiem więcej, oni nie wierzyli sami sobie i mieli ku temu powody. 


Finał powieści dość mocno mnie oszołomił. Przyznam szczerze, że nie cierpię takich zakończeń, ponieważ jako nałogowa książkoholiczka nie mogę zacząć w spokoju kolejnej lektury. Myślę i analizuję ten koniec i za każdym razem mam mętlik w głowie. Takie cuda tylko z Lotz. Gorąco zachęcam. Jeśli macie chęć na dużą dawkę niepokoju, niepewności i napięcia to na pewno się nie zawiedziecie. 
Moja ocena: 7/10

piątek, 15 września 2017

"ZŁA JULIA" - Leisa Rayven

Autor: Leisa Rayven
Tytuł: ZŁA JULIA, tom 2
Liczba stron: 368
Cykl: Starcrossed
Data wydania: 13.09.2017
Wydawnictwo: Otwarte


Opinia nie zawiera spojlerów z części pierwszej. Czytajcie śmiało.

Po miłej, wesołej i lubianej Cassie nie ma już śladu. Dziewczyna sięgnęła dna i nie potrafi się od niego odbić.  Jest zła, wkurzona,  jest wręcz zbulwersowana tym,  że facet,  który porzucił ją dwukrotnie, znów chce się do niej zbliżyć. Naprawdę nie wiem co zrobiłbym na miejscu bohaterki i byłam bardzo ciekawa co przyniesie mi lektura "Złej Julii". Wyobrażałam sobie, że "Romeo" będzie musiał stanąć na głowie,  żeby wynagrodzić jej wszystkie krzywdy,  ale czy to sprawi, że Cassie znów stanie się sobą? Byłam szalenie ciekawa jaki koniec szykuje autorka dla swoich bohaterów.  Tragiczny jak w sztuce Romeo i Julia czy może szczęśliwy i pozbawiony dramatów? Jak myślicie,  co wzbudziło by w Was większe emocje? 

"Zła Julia" to drugi tom z serii Starcrossed. "Roboczo" tłumaczę sobie to jako urodzeni pod nieszczęśliwą gwiazdą. Jak mówi tytuł teraz do Cassie jest tą złą, a wszystko to wina miłości. Czasem tak właśnie jest, że miłość poza radością i uniesieniami przynosi też ból, żal i rozczarowanie. Ethan znów próbuje stać się częścią życia Cassie, twierdzi, że się zmienił. Musi tylko udowodnić, że tym razem mówi prawdę. 

Lektura "Złej Julii" uzupełnia wszystkie luki, które pozostały po przeczytaniu części pierwszej. Generalnie jest to udana kontynuacja i oceniam ją podobnie jak pierwszą część. Przeszkadzały mi jedynie bardzo długie i szczegółowe opisy aktów miłosnych. Leisa Ravven podeszła do tematu bardzo dokładnie i skrupulatnie, żaden dotyk, żaden pocałunek, żadne westchnienie, nie zostało przemilczane. Wręcz przeciwnie, autorka poddała te wszystkie fizyczne czynności drobiazgowej analizie. Dla wielu czytelników będzie to plus, szczególnie dla osób, które wciąż czekają na swoją wielką miłość. 

Podsumowując "Złą Julię" oceniam podobnie jak "Złego Romea".  Pozycja lekka, przyjemna,  romantyczna. Uświadamia nam,  że miłość ma różne oblicza,  ale zawsze warto walczyć o swoje szczęście. 

Moja ocena: 6/10

poniedziałek, 11 września 2017

"CzaroMarownik" - magiczny kalendarz na rok 2018



TYTUŁ: CZAROMAROWNIK, magiczny kalendarz na rok 2018
Praca zbiorowa
LICZBA STRON: 448
OPRAWA: twarda

Do końca roku pozostało jeszcze 111 dni, ale już dziś chciałabym pokazać Wam bardzo fajny kalendarz na nadchodzący rok. Nosi on nazwę "CzaroMarownik", intrygująco prawda? Każda kobieta potrzebuje w swoim życiu odrobiny magii, poza tym fajnie mieć w jednym miejscu garść porad, inspiracji oraz mieć możliwość prowadzenia swoich zapisków. Ja osobiście mam teraz mnóstwo na głowie i zdecydowanie staram się zapisywać ważne sprawy, a jest ich naprawdę sporo. Wrześniowe zobowiązania zapisałam sobie na zwykłym, wiszącym kalendarzu z tak zwanym "okienkiem" i po zanotowaniu wszystkiego stwierdziłam, że nie ma tam już miejsca nawet na wstawienie kropki. Po nowym roku chętnie przerzucę się na "CzaroMarownik", który oferuje mi więcej miejsca niż zwykły kalendarz ścienny. W dobie cyfryzacji i komputeryzacji większość osób decyduje się na aplikacje mobilne i to jest naprawdę fajne, ale... Kilka miesięcy temu popsuł mi się smartfon, straciłam wszystkie dane, wszystkie kontakty. Bardzo skrupulatnie prowadziłam aplikację dotyczącą niemowlaka i co? Telefon zwyczajnie się zepsuł, a wszystko przepadło. Nic dziwnego, że często mówi się, że papier wszystko wytrzyma. Dlatego tym razem nie chcę ryzykować i to właśnie ten kalendarz będzie mi towarzyszył w nadchodzącym roku. 


Przykładowe strony ze środka. 
Jak w większości kalendarzy niedziela zaznaczona jest na czerwono. Widzimy aktualną fazę księżyca, znak zodiaku, wiemy komu powinniśmy złożyć imieninowe życzenia oraz mamy miejsce na notatki i "złotą" myśl na każdy dzień. 


Choć bardzo mnie kusiło, nie mogłam przeczytać wszystkich ciekawostek i inspiracji na raz, ponieważ chcę mieć tę przyjemność w ciągu codziennego korzystania z kalendarza. Przejrzałam natomiast nagłówki i natychmiast przeczytałam to co najbardziej mnie interesowało i było dopasowane do moich zainteresowań. Na pierwszy ogień poszło "MIESZKANIE W STYLU SKANDYNAWSKIM". Wielbię ten styl więc z chęcią przeczytałam od deski do deski. "TRZY ZASTOSOWANIA IMBIRU" od razu wpadły mi w oko. Uwielbiam herbatę z imbirem, wiem, że ma właściwości przeciwbólowe, ale dwa pomysły na imbir zaczerpnięte z kalendarza są dla mnie nowością. Zaciekawiła mnie także idea "FOODSHARINGU", więc musiałam przeczytać i dowiedzieć się więcej na ten temat. Myślę, że każda z Was znajdzie coś dla siebie. Kalendarz oferuje artykuły o różnej treści, nowinki modowe, domowe, kosmetyczne, żywieniowe. Przeczytałam oczywiście horoskop i choć nie wierzę w takie rzeczy zawsze to robię. Też tak macie?


"CzaroMarownik" posiada twardą oprawę, więc na pewno wytrzyma cały rok. Świetnie nadaje się na prezent. Serdecznie polecam. A Wy używacie kalendarzy, notatników? Piszcie w komentarzach, co lubicie i polecacie. I oczywiście dajcie się zaczarować poniższemu. 

sobota, 2 września 2017

"ZŁY ROMEO" - Leisa Rayven


Autor: Leisa Rayven
Tytuł: ZŁY ROMEO, tom 1
Liczba stron: 400
Cykl: Starcrossed
Data wydania: 29.03.2017
Wydawnictwo: Otwarte

"Zły Romeo" to moje pierwsze spotkanie z Leisą Rayven. Pisarka mieszka w Australii z mężem, dwoma malutkimi chłopcami, trzema kotami i kangurem o imieniu Howard. Jej debiutancka powieść to historia o chłopaku i dziewczynie, którzy poznają się i zakochują w sobie w szkole aktorskiej. Grają też główne role w znanym wszystkim dramacie szekspirowskim "Romeo i Julia". Leisa sama chciała zostać aktorką, ale nie udało jej się zrealizować swoich planów. Być może dlatego przelała część swoich niezrealizowanych fantazji na papier. 

Ethan Holt to prawdziwy zły Romeo. Przystojny, gburowaty, lekko antypatyczny. Cassie zaś jest słodką Julią. Oboje odrobinę kojarzyli mi się z Tessą i Hardinem, bohaterami słynnej sagi After. Mimo lekkiego banału bardzo ich polubiłam. Cassie Taylor to przedziwna postać. Mimo, iż to zazwyczaj faceci uganiają się za kobietami, a nie odwrotnie, udało jej się wyjść poza schemat. Jej uwielbienie i pociąg fizyczny do Ethana były oszałamiające. Sam zainteresowany doskonale wiedział co Cassie do niego czuje, ponieważ nie dało się tego ukryć. Dziewczyna była momentami wręcz namolna i choć Ethan ze wszystkich sił próbował dać jej do zrozumienia, że nie jest zainteresowany, nie odpuszczała. Jako para na deskach teatru są niesamowici, natomiast w realnym świecie Romeo ucieka przed Julią, ale w końcu się poddaje. Chemia między nimi jest wręcz namacalna.

Akcja powieści toczy się dwutorowo. W chwili obecnej Cassie nienawidzi Ethana, ale musi go znosić przez wzgląd na to, że grają razem na Broadwayu. Są już pełnoprawnymi, znanymi aktorami. Cassie jako narratorka cofa się w przeszłość do czasów studenckich i opowiada nam swoją historię. Całość jest romantyczno-erotyczna, czasem smutna, czasem okraszona zabawnymi dialogami. Wiemy, że Ethan złamał Cassie serce dwa razy, natomiast część pierwsza jest lekko chaotyczna i wiele wątków nie zostaje wyjaśnionych do końca, przez co czytelnik ma wrażenie, że ciągle coś mu ucieka. Obecnie czytam drugą część i tam odnalazłam wiele brakujących elementów tej układanki. 

Leisa Rayven zdradza nam kulisy nauki w szkole aktorskiej. To naprawdę ciężki kawałek chleba, a biorąc pod uwagę, że większość osób cierpi na chorobliwą nieśmiałość, dostać się tam mogą tylko najlepsi. Holt i Taylor zdecydowanie mają talent, ale brak im wsparcia ze strony rodzin i przyjaciół. Aktorstwo to ich zdaniem nieopłacalny i niepewny zawód. Natomiast oni naprawdę ciężko harują, a sceny jakie muszą odgrywać i emocje z jakimi muszą sobie radzić są naprawdę trudne i wymagają od nich maksimum skupienia i energii.

"Zły Romeo" jako całość to pozycja bardzo lekka, przyjemna, połączenie New Adult z pełnokrwistym romansem. Serdecznie polecam w ramach rozrywki i odstresowania. Wczoraj skończyłam czytać drugi tom, na recenzję którego zapraszam w połowie miesiąca. 

Moja ocena: 6/10