Autor: Cecelia Ahern
Tytuł: LOVE ROSIE (poprzedni - tytuł NA KOŃCU TĘCZY)
Liczba stron: 512
Wydawnictwo: Akurat
Data wydania: 03.12.2014
Rosie i Alexa poznajemy jako parę uroczych nicponi w wieku szkolnym. Mimo różnicy płci są najlepszymi przyjaciółmi. Dorastają, ale wciąż trzymają się razem. Wspólnie się bawią, nienawidzą tej samem nauczycielki, popadają w coraz to nowe i wymyślniejsze tarapaty. Są nierozłączni. Wszystko zmienia się kiedy Alex wraz z rodzicami musi przeprowadzić się z Dublina do Bostonu. Chłopak, który od zawsze chciał zostać lekarzem zamierza rozpocząć tam studia na Harvardzie, natomiast Rosie, która ma manię na punkcie eleganckich hoteli ma w planach podjęcie nauki w szkole menadżerskiej w Bostonie. Wszystkie jej plany rujnuje nieplanowana ciąża... Alex wyjeżdża, a Rosie musi zweryfikować wszystkie swoje dotychczasowe plany. Co z tego wyniknie?
Cecelia Ahern najbardziej znana jest ze swojej debiutanckiej powieści pod tytułem "P.S Kocham Cię". Książkę tę czytałam bardzo dawno temu, ale wciąż doskonale pamiętam jak bardzo byłam nią oczarowana. "Love Rosie" również zapamiętam na długo. Książka idealne trafiła w mój gust. Jest to taka wesoło-smutna opowieść i przyjaźni i miłości. Tak, wiem - brzmi banalnie, ale w tym cały urok tej powieści. Język powieści jest świetny, lekki, wesoły, taki, jaki najbardziej lubię. Pełne cynizmu listy Rosie i wcale nie gorsze odpowiedzi Alexa powodują, że czytając wciąż mamy chęć się uśmiechać. Historię przyjaciół autorka opowiada nam nietypowo, bo za pomocą listów, e-mailów, smsów, rozmów na czacie, kartek świątecznych i okolicznościowych. Na początku ciężko było mi przyzwyczaić się do takiej formy, ale historia tak bardzo mnie wciągnęła, że przestałam zwracać na to uwagę.
Autorka bardzo realistycznie wykreowała bohaterów. Zarówno Alex jak i Rosie przeżywają wiele rozterek, zmagają się z kolejnymi nieudanymi związkami, trudnościami z pracą i z dziećmi, przeżywają śmierć bliskich osób. Ich problemy są bardzo ludzkie i wiarygodne, ale zakropione wesołą nutką. Bardzo polubiłam Ruby, starszą przyjaciółkę Rosie, bohaterkę drugoplanową, ale pełną werwy i energii. Wiele osób występujących w książce nosi bardzo oryginalne przezwiska jak na przykład: "Brian Maruda", "Wielkonosa Śmierdziucha Panna Casey" czy "Puszczalska Bethany. Rozmowy Alexa i Rosie w kontekście tych przezwisk były naprawdę arcyśmieszne. Przyznam, że nie znosiłam "Puszczalskiej Bethany", za to Panna Casey bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła!
"Wszystko wokół nas wiruje - praca, rodzina, przyjaciele, kochankowie... Chciałoby się krzyknąć "STOP", rozejrzeć się, zmienić porządek paru rzeczy, a potem znowu ruszyć."
cytat, str. 160
Osobiście pozostałabym przy poprzednim tytule - "Na końcu tęczy", ale generalnie liczy się treść, a ponieważ uwielbiam filmowe okładki - wybaczam ten nowy tytuł.
"Love Rosie" to wzruszająca, słodko-gorzka opowieść, która na długo pozostaje w pamięci. Polecam ją każdemu czytelnikowi, w każdym wieku! Sama na pewno do niej wrócę!
Fani książki „Love, Rosie”, znanej w Polsce pod tytułem „Na końcu tęczy”, już niedługo będą mogli obejrzeć film na dużym ekranie. Rola Rosie została powierzona ślicznej Lilli Collins, którą ja znam już z takich hitów jak "Porwanie" oraz "Dary Anioła. Miasto kości", a filmowym Alexem został Sam Claflin. Zanim film trafi do kin, 3 grudnia w księgarniach pojawi się powieść z filmową okładką. Ekranizacja powieści pt. „Love, Rosie” do polskich kin wejdzie już 5 grudnia. Wybieracie się? Ja bardzo bym chciała:)
Moja ocena: